W koncu lato, w koncu Indie. Pierwsze kroki postawione w Bangalore, miescie dumnie nazywanym przez miejscowych Silicon Valley, jako ze stalo sie uloubionym miejscem koncernow IT.
Co najbardziej charakterystyczne dla miejsca? Chyba to, ze zostanie przejechanym przez rykszarza, nawet na chodniku nie byloby niczym zaskakujacym, a przejscie na druga strone ulicy jest nie lada wyczynem. A jest to dopiero piate, czy szoste miasto na liscie najwiekszych w Indiach…
Pierwsze cztery dni w Indiach za nami, bogatsi o wize tajlandzka i o pierwsze doznania kulinarne przenosimy sie na wybrzeze, do Bekal.
Pierwsze kroki i Indie
February 6th, 2010Damascan King of the road
February 5th, 2010“Damas” was on the ancient road from Mesopotamia to Egypt and survived thanks to the trade route for centuries. This vast country is still spanned by long “good quality” roads without internal air travel. The car is the king. Even Bedouin park cars and trucks next to their traditional tents. Doesn’t camel have enough cylinders?
Syria is home to hundreds of classic American cars: Pontiac, Fords, Dodges are not unusual to see! There is no shortage of fuel – this is no access to spare parts and owners have learned to adapt bits and pieces found in the car graveyards of Europe to keep their eight cylinder monsters on road.
Syrian history goes right back to the Neolithic, Bronze and Iron ages. There is so many civilizations that that you can twist your brain trying to separate the Hitties from Ghassanites, the Omaygads fron the Mongols and the Arameans from the Akkadians. The list of cultures is endless.
We are definitely coming back to discover diversity of this land.
fotograficzna opowiastka o Syrii
February 3rd, 2010
A quick lesson
After the rain in Damascus
After the rain in Damascus
Quo vadis?
We are the champions!
Finally together!
Syria
February 3rd, 2010Okazuje sie, ze rzad Syrii blokuje niektore strony, na przyklad moj blog, bo jest na serwerze amerykanskim, ale czego sie nie da zrobic, urzywajac jakis dziwnych i pewnie pollegalnych zabiegow. Chwala im za to. Wlasnie mija tydzien odkad wyroszylismy lot do Istambulu, niespodzianka w podstaci sniezycy, a my w letnich ciuszkach. Zwinelismy sie po dniu, nie do konca przygotowani na powiekszanie swojego bagazu o wyposazenie odziezowo-zimowe. Potem pociag Icanadolou Mavi i dwudziestogodzinna podroz do Adany, kilkanascie setek kilometrow prze osniezone (ku naszemu przerazeniu) pustkowia Anatolii.
Do Adany dotarlismy poznym wieczorem, z radoscia odkrywajac, ze temperatura podniosla sie o dobrch kilka stopni. W adana zycie zdaje sie toczyc 24 h na dobe, i pomimo poznej godziny wlasnie odchodzil autobus do Antakaya. Zanim sie obejrzelismy bylismy w drodze, a po 4 godz dotarlismy do Antakya. Wysiedlismy na malym ciemnym placyku, otoczeni przez spiace miasto, i nie bardzo majac pomu\ysl na to , co teraz.
Szybko znalazlo sie rozwiazanie, jakis czlowiek zabiera nam bagaze i nas do swojego auta, gdzies wiezie, jakies nastepne auto (taksowka?) i koles(taksowkarz?) i jego 5 kumpli, a po 10 min burzliwych negocjacji jest porozumienie. Za 20 euro zawiezie nas do Aleppo, ktore jest 100 km od Antakya. Biorac pod uwage, ze jest pierwsza w nocy, a dookola nas oprocz placu parkingowego i ciemnych domow nie ma nic, jestesmy uszczesliwieni. Jedziemy dalej.
Aleppo jest takie, jakie je sobie wyobrazalam. Starozytne miasto na jedwabnym szlaku. Pachnie kawa z kardamonem, tytoniem jablkowym, a kolory straganow kontrastuja z szarymi i brudnymi murami miasta. Znowu zaskakuje rytm zycia. Ulica o 22 niewiele sie rozni od tej o 6 rano. W tej czesci swiata miasto nigdy nie zasypia.
Leaving the frozen zone.
February 3rd, 2010For me it has started today. It was not so easy to pack in my little 45L backpack, but here we go, I have done it somehow.
Leaving a frozen zone, and going south in the end in a few days. Not that I did’t like the snow. In fact I loved it and wish I could make it to the Polish mountains. Next time.
Now enjoying the last few days of winter and trying to believe it is happening.