Oh, Kolkata!

Resized__MG_1345
Po 30 godzinnej podrozy pociagiem z Madrasu dotarlismy do miasta sprzecznosci, biedy i bogactwa. Kalkuta, jako byla stolica kolonialnych Indii zaskakuje wielkoscia, rozmachem i niewrazliwoscia na roznice spoleczne. Jest tez uczta architektry. Szkoda, ze w duzej czesci budynki znajduja sie w stanie polowicznego rozkladu.
Chaos na drogach zdaje sie byc mniejszy, niz w innych duzych miastach Indii. Na prawie kazdym skrzyzowaniu stoi policjant, ktory dzielnie broni mieszkancow przed magma wylewajacych sie aut. Jest tloczno, a chocniki choc istnieja, w 3/4 zajete sa przez ulicznych sprzedawcow i bezdomnych, ktorzy maja tam zarowno swoje sypialnie, co toalety. Bynajmniej nie przeszkadza to plynac rzece ludzkiej, idacej i przepychajacej sie lokciami. A w tym sa mistrzami. Przestrzen prywatna jest tu zredukowana do minimum, a pojecie kolejki, w ktorej czeka sie na swoja kolej jest im obca. My tymczasem, jako forenersi nie lubimy byc sila wypychani czekajac do okienka po bilety i tu moze sie rodzic problem…. Wydaja sie byc szczerze zdziwieni, gdy sie im uswiadamia, ze przeciez ktos inny tez czeka na swoja kolej.
Kalkuta ma tez swoja linie metra, z ktorej jej mieszkancy sa bardzo dumni. Poruszajac sie po miescie nie moglam jednak przestac sie zastanawiac ile osob miesiecznie zostaje zadeptanych w metrze. Byc moze to tylko my myslimy o takich bzdurach. W koncu Indie sa przeludnione, i byc moze to dlatego wartosc zycia ludzkiego wydaje sie tutaj byc nieco inna.
Dwa miesiace to niewiele w tak ogromnym kraju. Niewiele, by zrozumiec mentalnosc ludzi i pojac w jaki sposob ten chaos tworzy jednosc kultury, ktora istnieje przecierz nie od wczoraj.
Bye, bye India! Hope to see you again!

Leave a Reply