Laos nie sprzyja prowadzeniu bloga. Glownym powodem jest brak dostepu to internetu, a przynajmniej ograniczony do dwoch, moze trzech miast w kraju. Jak nie trudno sie domyslic nie grzeszy szybkoscia, a tutejszym standartem sa PC bez oslony antiwirusowej. Kilka malych urzadzen ktore sa w naszym posiadaniu zapadlo na tropikalna chorobe zwana japanisegirl.exe i konsekwentnie wyczyscilo troche danych. Ups!
Tyle sie wydarzylo i wody uplynelo w Mekongu od ostatniego blogowania, ze nie wiem za co sie zabrac… Na poczatku byla dwudniowa przeprawa Mekongiem z podranicza Tailandii i Laosu, a dokladniej z Huay Xai do magicznego Luang Probang.
Kilka dni w miescie, drugim co do wielkosci w kraju, co najwyzej odrobine wiekszym od moich rodzinnych Prochowic. W Laosie najwidoczniej wszystko jest malutkie – poczynajac od ludzi, poprzez domy, a konczac na miastach. Vientiane jest najmniejsza stolica jaka kiedykolwiek odwiedzilam. Ciekawym doswiadczeniem byla dzisiejsza podroz autobuem sypailnym. Bardzo wygodnym, moze z wyjatkiem dlugosci lozek, przystosowanych do wzrostu nie przekraczajacego 160 cm. Poranne mycie zebow tez nie pomaga nam zapomniec o naszym mutantyzmie, majac umywalke co najwyzej na wysokosci kolan.
W Luang Probang spotkalismy Joen’a ktory z latwosci moglby sie znalesc w ksiedze rekordow ginesa jesli chodzi o ilosc bagazu. Wspomniany rekordzista mial 5 toreb – dwa duze plecaki, jeden maly i dwie mniejsze podreczne torby. To jego drugi rok podrozy.Jakim cudem udalo mu sie przemierzyc tysiace kilometrow z taka iloscia toreb chyba na zawsze pozostanie dla nas tajemnica. W trojke ledwie dawalismy rade. Kilka wspolnych dni i rostanie w Nong Khiaw gdzie my udalismy sie na wschod Laosu, a Joen w kierunku Chin.
Z Nong Khiaw wybralismy sie tez do dwoch wiosek, gdzie nauczylismy sie miejscowych metod uprawy ryzu. Niestety sposob ten jest dokladnym przeciwienstwem permakultry i jest potocznie zwany ‘slash and burn’, co mozna przetlumaczyc jako zetnij i spal. Niestety wzrastajace zaotrzebowanie na zywnosc i miejscowy zwyczaj sadzeniu ryzu corocznie na ‘swiezej ziemi’ (czytaj – na swiezo spalonym lesie) doprowadza do wyniszczenia pierwotnej dzungli tego regionu. Jako ze w duzej czesci Europy lasy wyniszczylismy wieki temu trudno prawic moraly. Jak widac kazdy uczy sie na wlasnych bledach.